piątek, 28 czerwca 2013

1000 lat po Ziemi - skauting według państwa Smith

After Earth

USA 2013
scenariusz: Gary Whitta, M. Night Shyamalan
reżyseria: M. Night Shyamalan


Od pewnego czasu mam takie szczęście, że każde lato zaczynam od filmu, po którym spodziewam się przynajmniej dobrej zabawy, a dostaję coś dokładnie przeciwnego. Najgorszy zawód przeżyłem w zeszłym roku W zeszłym roku oglądałem "Prometeusza" i nie mogłem uwierzyć, że taki reżyser, mając takie możliwości i taką obsadę, stworzył taką spektakularną katastrofę. Teraz w podobny sposób zniszczono kolejny mój mit, w który dotąd wierzyłem. Zawsze zdawało mi się, że Shyamalan to dobry reżyser jest, a Will Smith stał się w moich oczach idealnym kandydatem do kina SF z gatunku tego zapewniającego mniej może pytań o sens życia, ale dużo dobrej rozrywki. Z taką myślą szedłem na "1000 lat po Ziemi". Sądząc po zwiastunach, szykował się niezły survival horror.


Zaczyna się obiecująco. Na samym początku dowiadujemy się, że Ziemia została tak zdewastowana, że ludzie zmuszeni byli ją opuścić. Znaleźli nową planetę nadającą się do zamieszkania i wzięli się za jej niszczenie, ale niestety świat ten jest zamieszkały przez obcą, niezwykle drapieżną rasę. Dalej dowiadujemy się, że z czasem ludzie nauczyli się bronić przed obcymi, a największy wkład w to miał pewien żołnierz zwany Duchem, ponieważ obcy z jakiegoś powodu nie wyczuwali jego obecności. Co o tym myślę, napiszę dalej. Ma on syna, miał też córkę, ale zabili ją obcy. Ocalały syn chce iść w ślady ojca, ale nie zostaje przyjęty do oddziału. Ojciec, najwyraźniej w nagrodę, zabiera syna na wycieczkę... znaczy na misję wojskową, jednak statek rozbija się na wyludnionej od tysiąca lat Ziemi. Niestety, oprócz nich ocalał też jeden z obcych, którego zabrali ze sobą.

Jak się czyta opis fabuły, widać, że coś nie gra, prawda? Właśnie... Teraz troszkę sobie niby pospojleruję, ale co mi tam - to wszystko i tak widać w zwiastunach albo opisach dystrybutora. Ojciec dochodzi do wniosku, że syn jest za młody do wojska - ale zabiera go ze sobą na misję. Biorą ze sobą przedstawiciela obcej rasy - nie wiadomo po co. Wyjaśnienie, że Duch zabrał go jako obiekt treningowy, wcale mnie satysfakcjonuje. I po co było go zabierać? Dla urozmaicenia fabuły?

Cóż, możliwe, bo akcji w tym filmie jest najmniej. "1000 lat po Ziemi" sili się bowiem na film psychologiczny o skomplikowanych relacjach ojca i syna, których łączy wspólna tragedia. Sceny rozmów Ducha i dzieciaka są dość częste, zawsze jednakowo sztuczne i niczego nie wnoszące. Ot, dzieciak chce, żeby ojciec go docenił, ojciec chce, żeby dzieciak przeżył i ich uratował - tyle. Do tego dochodzi kilka retrospekcji, z których wynika (a jakże!), że ojciec szlaja się po misjach, zamiast chronić rodzinę i stąd wszystkie tragedie.

Poużywałem sobie na fabule, a teraz poużywam sobie jako biolog z wykształcenia i ornitolog oraz ekolog z zamiłowania. W zwiastunie pojawia się tekst, że Ziemia została objęta kwarantanną, bo wszystko tam wyewoluowało w celu zabicia nas. Człowiek myśli sobie "o rany, ale będzie potworów". Tymczasem jest to jedynie patetyczny tekst ojca, który ostrzega syna przed jego zniknięciem w lesie. Ziemia bowiem, pozbawiona ludzi, ma się znakomicie. Po łąkach chodzą stada bizonów, w lasach są małpy (pawiany! w Ameryce Północnej!), na niebie ogromne stada ptaków. Zagrożeniem mają być dla bohaterów zmiany temperatury. Okazuje się, że na Ziemi przyszłości jest straszliwie zimno nocą i jedyną szansą przetrwania jest znalezienie gorącego źródła. Ostatecznie dzieciak chroni się pod zwalonym drzewem - może to jakiś nowy termiczny gatunek, skoro wystarcza? Poza tym wspomniane wysokie amplitudy są możliwe, ale na pustyni, a nie w tropikalnym lesie czy nawet w naszej strefie klimatycznej. No dobra, dzieciak kilka razy zaatakowany - ale przez większość filmu ma dość czasu, żeby pogadać z ojcem na temat przeszłości. W zwiastunie widzimy, jak atakuje go ogromny ptak. Zastanawiam się, czy istnieje jeden gatunek ptaka czy ssaka, który znalazłby zupełnie obce, nieznane sobie zwierzę i zaniósł młodym, zamiast uciec przed nim lub je zabić. Aha, i czy istnieje chociaż jeden ptak (poza gatunkami mitycznymi lub wymarłymi), który mógłby udźwignąć dwunastolatka.

Do tego dochodzi cała masa różnych innych niedociągnięć. Statek rozbija się niemal na kawałki, ale to, co zostaje, pozwala na przeprowadzenie skutecznej akcji monitoringu wszystkiego w promieniu kilkuset kilometrów. Dziwnym trafem muszą ocaleć wszystkie systemy konieczne do porozumiewania się i ratowania życia. Wspomniany monitoring pozwala na wykrycie tajemniczego gorącego źródła w odległości 10 km, ale na zorientowanie się, że pięć metrów od dzieciaka jest wąwóz głębokości Wielkiego Kanionu - już nie. I tak dalej.

Została gra aktorów. Will Smith nieźle sobie radzi, chociaż mam wrażenie, że z trudem powstrzymuje się od wejściem w typową dla siebie rolę żartownisia, który nawet w trudnej sytuacji umie zakpić z przeciwnika. Za to jego syn, który gra jego syna... jest to chyba najgorszy występ, jaki widziałem w kinie od ładnych paru lat. Ten chłopak ma w kółko jeden i ten sam wyraz twarzy - niezależnie od tego, czy jest przestraszony, zagniewany czy szczęśliwy.

Ostatecznie uważam ten film za wielką porażkę - zarówno Shyamalana, o którym wiem, że umie kręcić o wiele lepsze filmy, jak i Willa Smitha, mającego na koncie wcale niezłe role fantastyczno-komediowe, ale i bardziej dramatyczne (jak choćby w "Jestem legendą"). Ocena 3/10 wynika tylko i wyłącznie z sympatii do niego - on jeden ratuje ten film.

PS. Zauważyłem, że jeden z plakatów "After Earth" nawiązuje do "Oblivion". Szkoda, że pod innymi względami "1000 lat po Ziemi" do pięt nie dorasta "Niepamięci".

4 komentarze:

  1. Nie przepadam za Willem Smithem, może właśnie dlatego, że w każdym filmie stara się wejść w rolę żartownisia. A już wciskanie obok siebie syna, który nie posiada zdolności aktorskich, dla samego faktu, że jest jego synem, jest najgorszą zbrodnią w kinie - lecieć na nazwisku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym się zgodzę. Chłopak zagrał, pewnie, miał swoje pięć minut, ale nie wierzę, że dostał tę rolę ze względu na umiejętności, bo chyba nawet ja umiałbym zagrać lepiej.

      Usuń
  2. Miałam ochotę na ten film kiedy zobaczyłam zwiastun. Jednak teraz dwa razy zastanowię się zanim skuszę się na niego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Shyamalan robi filmy o kosmitach najeżdżających planetę w 75% pokrytej toksyczną dla nich wodą, bez broni i nie umiejących sforsować drewnianych drzwi(Znaki) a jego postacie pieprzą bez sensu jakieś farmazony (Zdarzenie), do tego nie umie zrobić dobrej adaptacji mangi (Ostatni władca wiatru). Może Uwe Bollem to on jeszcze nie jest ale na pewno nie nazwałbym go dobrym.

    OdpowiedzUsuń