czwartek, 2 maja 2013

Star Trek - wielki awans filmu SF

"Star Trek" to dzisiaj marka obejmująca kilka seriali i wiele filmów - czasem wysokobudżetowych i przynoszących ogromne zyski. Każdy niemal zna nazwę "Enterprise" i wie, jak statek ten wygląda. W księgarniach oraz w internecie można znaleźć książki opisujące technikę uniwersum oraz słowniki z języka klingońskiego. O "dotarciu tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek" słyszał każdy. Znam historię o pijanym kierowcy, który po zatrzymaniu przez policję naciskał guzik na klapie i krzyczał "Prześlij mnie, Scotty!".

Jak to się zaczęło? Filmy SF należały początkowo niemal bez wyjątku do tzw. klasy "B". Mimo niskiego budżetu, mniej lub bardziej nieznanych nazwisk aktorów i beznadziejnego scenariusza, przyciągały one do kin tłumy (o przyczynach tego zjawiska piszę w tym miejscu). W tej sytuacji trudno się dziwić, że wytwórnie filmowe zaczęły stopniowo dostrzegać potencjał tkwiący w fantastyce naukowej. Początkowo niechętnie, ponieważ taka tematyka nadal traktowana była jako co najwyżej źródło niepoważnej, banalnej rozrywki. Dość powiedzieć, że niektóre z wielkich wytwórni zdecydowały się nawet na produkcję własnych niskobudżetowych "dzieł"! Taka działalność nie wyszła nikomu na dobre - ludzie dobrze rozumieli różnicę między niedoróbkami klasy "B" a sileniem się na takowe, znani aktorzy nie chcieli brać w powstawaniu takich filmów udziału, zaś same wielkie wytwórnie bały się utraty wiarygodności.


Na pomoc wytwórniom przyszła rzeczywistość. Najpierw Rosjanie zadziwili świat, wystrzeliwując w kosmos "Sputnik 1", potem jeszcze bardziej, kiedy z orbity zaczął nadawać komunikaty Jurij Gagarin. Loty w kosmos stały się rzeczywistością. Astronauci stali się nowymi bohaterami świata. Światowa kinematografia zaczęła powoli rozumieć, że ludzie będą domagać się coraz silniejszym głosem filmów opisujących podbój kosmosu. Jednocześnie wiadomo było, że na razie niewiele jest do pokazania. Poza tym podbój kosmosu był elementem wyścigu zbrojeń między USA i ZSRR - tymczasem ludzie mieli dość rzeczywistości związanej z kryzysem kubańskim i wojną w Wietnamie, by chcieć oglądać coś takiego w kinie. Nikt nie chciał też ryzykować spektakularnej klapy - niezbyt wierzono jeszcze w sukces wysokobudżetowej produkcji w klimatach fantastycznych.

Szczęśliwie znalazł się człowiek, który rozumiał te problemy. Nazywał się Gene Roddenberry. Wymyślił on, że bardziej ambitna produkcja SF powinna dziać się w przyszłości, by można było ukazać ludzkość zjednoczoną i wolną od problemów wewnętrznych, za to gotową do obrony w walce z wrogiem zewnętrznym. Jednocześnie serial niósł pozytywne przesłanie o pokojowym mimo wszystko nastawieniu ludzkości i o tym, że motorem jej działań jest ciekawość i chęć poznania wszechświata, a nie próby pozabijania się nawzajem. Był to pomysł nie na film nawet, ale na cały serial. Na jego realizacje zdecydowała się wytwórnia Paramount Pictures i odważyła wyłożyć pieniądze na jego produkcję.


Początki nie były łatwe. Serial, zgodnie z zaleceniem scenarzysty i producentów, miał zawierać cechy realizmu - a wszyscy już wiedzieli, jak wygląda lot w kosmos, jakie obowiązują tam prawa itp. Serial miał nieść przesłanie ale i pełnić swego rodzaju rolę wychowawczą. Wszelkie futurystyczne wynalazki musiały być przynajmniej teoretycznie możliwe do zbudowania. Twórcy byli więc na swój sposób ograniczeni, by serial sprawiał wrażenie produkcji ambitnej, a nie tandetnej. Jedno
cześnie budżet był dość ograniczony, kostiumy i sceneria czasami nie odstawały od produkcji klasy "B". Skutkiem tego powstał serial, delikatnie mówiąc, niedoskonały, nawiązujący do filmów z ubiegłej dekady efektami specjalnymi, który - jakkolwiek dzisiaj trudno w to uwierzyć - początkowo miał oglądalność w granicach błędu statystycznego i po trzech sezonach zdjęto go z anteny. Jednak znalazł on mało liczną, ale wierną grupę fanów (co ciekawe, głównie wśród inżynierów i ludzi związanych z kosmonautyką), dzięki nim powtórzono emisję serialu.

Powtórka okazała się wielkim sukcesem. Wiele osób próbowało wyjaśnić fenomen uniwersum "Star Trek" - osobiście uważam, że wiąże się to z faktem, że serial został powtórnie wyemitowany w momencie, kiedy ludzie stanęli na Księżycu, ale wiadomo było, że na więcej nas nie stać i jeszcze długo stać nie będzie. Wszyscy zrozumieli, że Kosmos pokonał nas swoim ogromem oraz prawami fizyki. Wielkie marzenie ludzkości zostało zniszczone, nie wiadomo na jak długo. Widzowie nie chcieli już dosłowności - woleli oglądać ludzkość potężną, triumfującą, o nieograniczonym niemalże możliwościach i podróżującą między gwiazdami swobodnie i bez problemów. Poza tym, załogę statku stanowili przedstawiciele wszystkich ras i narodów - i zgodnie współpracowała, co dowodzić miało, że wszelkie różnice między narodami i problemy społeczne, jak rasizm, można przezwyciężyć. Jakby nie było, w 1979 powstał pierwszy pełnometrażowy film, po nim kilka kolejnych, wreszcie dalsze seriale osadzone w tym samym uniwersum. Świat ten zaczął wpływać na rzeczywistość - np. pierwszy wahadłowiec został nazwany "Enterprise" na cześć filmowego statku - bohatera pierwszego serialu.

Ciekawostką jest to, że wszystkie filmy i seriale z uniwersum "Star Trek" do dzisiaj są wierne pierwszym założeniom serii - głównie pewnej wiarygodności naukowej. Oczywiście zdarzają się wpadki typu "broni dźwiękowej" działającej w próżni w serialu "Voyager", niemniej większość futurystycznych wynalazków (np. urządzenie do teleportacji) można wytłumaczyć tym, że kiedyś ludzkość będzie bardziej rozwinięta i osiągnie to, co dzisiaj istnieje jedynie w teoretycznych rozważaniach astrofizyków. Nawiasem mówiąc - ciekaw jestem, ile osób wie, że wspomniane urządzenie "powstało" dlatego, że wytwórnia Paramount nie chciała finansować w każdym niemal odcinku kręcenia sceny lądowania całego statku na powierzchni planety...

Można więc powiedzieć, że "Star Trek" rozpoczął nową erę. Od tej pory fantastyka naukowa przestała być jedynie rozrywką dla mało wymagających widzów i polem do popisu dla równie mało zdolnych reżyserów, aktorów i scenarzystów. SF stała się wreszcie gatunkiem słusznie docenianym; zrozumiano, że pozwala ona na symboliczne poruszenie wielu kwestii i przekazanie złożonych treści, których dosłowny obraz byłby trudny, niemożliwy lub banalny. "Star Trek" przekonał wytwornie filmowe i krytyków - jednak, przynajmniej początkowo, nie przekonał jeszcze widzów. To, co sprawiło, że fantastyka naukowa w pełni podbiła świat, miało nadejść 11 lat po emisji pierwszego odcinka "Star Trek" - ale to już temat na inną opowieść ;)

1 komentarz: