Battle Beyond the Stars
USA 1980
Scenariusz: Anne Dyer, John Sayles
Reżyseria: Jimmy T. Murakami
Filmy SF na przełomie lat 70. i 80. to nie tylko klasa "B", ale i dzieła wielkie, ambitne, wysokobudżetowe - a często wszystko to na raz. Wymyślone światy pozwalały na bardziej wyrazisty przekaz - a także
widowiskowość, co z założeniu miało sprawić, że film będzie podobał się i
tzw. szerokiej publiczności, jak i widzom wymagającym czegoś więcej,
niż tylko rozrywki.
Oczywiście twórcy kina klasy "B", którzy nie mogli pozwolić sobie na wysoki budżet, nie zamierzali odpuszczać, lecz doskonale wyczuli zmianę. Wiedzieli, że skończył się czas "zabójczych potworów, obcych, zmutowanych warzyw i owoców". Zaczęli więc nawiązywać do wielkich dzieł światowej kinematografii, w tym często... do innych dzieł SF. Efekty takich zabiegów były różne. Do godnych uwagi przedsięwzięć uważam niektóre z filmów "króla klasy B" - Rogera Cormana. On to właśnie stworzył jedną z najciekawszych wariacji na temat "Siedmiu Samurajów" Kurosawy - mianowicie "Bitwę Poza Gwiazdami".
Na pokojowej planecie Akir (noszącej to imię na część Kurosawy oczywiście) nagle, bez ostrzeżenia pojawia się ogromny statek kosmiczny. Jego dowódcą jest Sador, który oznajmia przerażonym Akiranom, że jego okręt, oprócz armii złowrogich mutantów, posiada "Gwiezdny Konwerter" - najpotężniejszą broń kosmosu zdolną zamieniać planety w gwiazdy - co raczej nie kończy się dobrze dla mieszkańców. Daje im ultimatum - mają za zadanie albo poddać się władzy tyrana, albo szykować na śmierć. Sador odlatuje, by dać nauczkę innej planecie, a na straży pozostawia statek patrolowy, którego piloci z nudów porywają zakładniczkę. Władze Akiru decydują się wysłać młodego Shada na jedynym uzbrojonym statku (wyposażonym w dość bezczelną sztuczną inteligencję imieniem Nell), by poszukał najemników gotowych nauczyć ich walczyć. Shad wyrusza więc i odnajduje kolejno genialną (i piękną) córkę genialnego naukowca, kosmicznego kowboja (z Ziemi!), prastare i genialne klony tworzące superistotę imieniem Nestor, byłego gangstera, człowieka-jaszczura - kanibala, którego planeta też padła ofiarą Sadora - a także Walkirię, która traktuje wojnę jak zabawę. Tym sposobem na Akir powraca flota siedmiu statków, których załogi stawiają czoła armii mutantów.
Spokojnie, to nie jest idiotyczna parodia dzieła Kurosawy - tylko do niego nawiązuje. Podobnie, jak w "Siedmiu samurajów" mamy tutaj pokojową społeczność, która musi nauczyć się bronić, najemników, którzy z różnych powodów, po początkowych oporach, decydują się pomóc. Mamy też coś nowego - wiele celowych nawiązań do dzieła kina SF, mianowicie do "Nowej Nadziei" Lucasa. W filmie pojawia się broń podobna do Gwiazdy Śmierci, końcowa bitwa w kosmosie jest niemalże kopią sceny ataku na wspomnianą stację. Miłośnicy "Star Trek" też nie będą zawiedzeni: złowrogie mutanty nieco przypominają Klingonów, a inne obce rasy też są wzorowane na różnych istotach z serialu - podobnie jak pojazd głównego bohatera. "Nell" jest niewielka, ma jednak sylwetkę nieco zbliżoną do "Enterprise" - pomijając kształtne piersi z przodu pojazdu - nie mam pojęcia po co, pewnie dla podkreślenia temperamentu i feministycznej mentalności komputera (a właściwie "komputerki") statku. Jedyny (chyba) oryginalny pomysł w tym filmie to istoty zwane Kelvinami porozumiewające się za pomocą ciepła, chociaż... nie oglądałem wszystkich odcinków "Star Trek", więc mogę się mylić.
"Bitwę Poza Gwiazdami" oglądałem po raz pierwszy na pirackiej kasecie video, ponad 20 lat temu. Muszę przyznać, że dzisiaj, w epoce komputerów i dopracowanych efektów specjalnych, nadal ogląda się go bardzo przyjemnie. Dzieje się tak głównie za sprawą aktorów. Film nie stara się być wierną kopią "Siedmiu Samurajów", lecz tworzy swój własny klimat przygody, dramatu z domieszką humoru i wątkiem romantycznym. Dzieje się tak głównie za sprawą doskonałej gry aktorów. W obsadzie pojawia się bowiem kilka znanych nazwisk, m.in. Robert Vaughn, którego mogliśmy oglądać w dziełach takich jak "Bullit", "Płonący Wieżowiec" czy wreszcie... "Siedmiu Wspaniałych", a także George Peppard, znany choćby z "Drużyny A" i "Śniadania u Tiffany'ego". Również ci mniej znani aktorzy, lub identyfikowani z kinem klasy "B", jak Sybil Danning, radzą sobie znakomicie (nawiasem mówiąc, ostatnia z wymienionych była zresztą zatrudniania w kinie klasy "B" chyba tylko ze względu na figurę, gdyż ci, którzy z nią pracowali, wspominają ją jako inteligentną kobietę i bardzo dobrą aktorkę). Emocje postaci są prawdziwe, nikt nie zachowuje się ani nie mówi nazbyt sztucznie czy patetycznie - nawet przemówienie Sadora na początku nie brzmi jakoś szczególnie dziwacznie. Muszę tu również zwrócić uwagę na niewidoczną w filmie Lynn Carlin, która dała głos najsympatyczniejszej postaci w filmie, a mianowicie Nell. Komputer statku Shada to element humorystyczny filmu. To ona co i raz wytyka Shadowi brak doświadczenia (w tym również w boju), wyśmiewa na każdym kroku, ale też pomaga i uczy go walczyć, przy okazji wygłaszając krytyczne komentarze na temat Praw Asimova.
Teraz przejdźmy do kwestii technicznych. Jak na film "króla klasy B" film wizualnie wygląda bardzo dobrze. Pojazdy kosmiczne są dopracowane, ich wnętrza są raczej oszczędne i zróżnicowane - od razu widać, że statki najemników to zbieranina z różnych stron Galaktyki i ich wyposażenie odpowiada różnym potrzebom. Jedynie kostiumy człowieka-jaszczura i mutantów przypominają gumowe stroje typu "Potwór z Czarnej Laguny", niemniej są na tyle starannie wykonane, że to nie razi. Warto przy tym zauważyć, że za wykonanie efektów wizualnych odpowiedzialny był nie kto inny, ale sam James Cameron - dlatego nie ma tu miejsca na niedoróbki. Nie widać nitek, na których powieszone są statki ani guzików na kostiumach. Ruchy gwiezdnych myśliwców, błyski dział laserowych czy eksplozje wyglądają chyba całkiem nieźle, podobnie jak w pierwszej, niepodrasowanej jeszcze wersji "Nowej Nadziei".
Za sprawą Cormana powstał film, jak na owe czasy, dopracowany, wykonany starannie, nie odbiegający jakością od innych, często lepiej finansowanych dzieł SF. Nawet dzisiaj nie wygląda staro, chociaż stroje i kostiumy bohaterów mogą trochę śmieszyć. Oceniam go na 7/10 - film nie nadzwyczajny, ale przyjemny, do którego czasami lubię wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz