czwartek, 18 lipca 2013

Saturn 3 - o maszynie, która chciała być człowiekiem

Saturn 3

Wielka Brytania 1980
Scenariusz: John Barry, Stanley Donen
Reżyseria: John Barry, Martin Amis


Na przełomie lat 70. i 80. powstało wiele mniej lub bardziej znakomitych produkcji SF. Był to między innymi wynik ciepłego, wręcz entuzjastycznego przyjęcia przez publiczność "Gwiezdnych Wojen". Od momentu ich premiery zaczęły powstawać dziesiątki filmów w klimacie SF - co ważne, w wielu z nich fantastyka stanowiła jedynie wygodne tło dla fabuły, która nawiązywać miała do pewnych treści lub wartości ponadczasowych. Wśród nich były takie perełki, jak doskonały "Blade Runner", a także - uwielbiana przeze mnie, nieco zapomniana dziś produkcja brytyjska pt. "Saturn 3".


Akcja filmu osadzona jest w niedalekiej przyszłości. Na Ziemi dzieje się źle, bo zaczyna brakować żywności. Ta jest hodowana na innych ciałach niebieskich, na których panują warunki sprzyjające przynajmniej budowie stałych baz, w tym na Tytanie - jednym z księżyców Saturna. Stałą obsługę bazy stanowią Adam (w tej roli Kirk Douglas) i Alex (znana wówczas i uwielbiana Farrah Fawcett) - jego partnerka (nie tylko w pracy), która jeszcze nigdy nie widziała Ziemi. Żyją tam niczym w raju, bez większych problemów. Sielankę przerywa dopiero przybycie niejakiego Bensona (którego świetnie zagrał Harvey Keitel)- specjalisty od robotów, którego zadaniem jest skonstruować maszynę zdolną zastąpić w pracy przynajmniej jednego człowieka. Adam i Alex nie wiedzą, że Benson dopuścił się morderstwa, by dostać się na tę misję. Wszystko dlatego, że jego plany obejmują budowę robota, który oprócz normalnego programu otrzymałby całą jaźń swego stwórcy - w tym umiejętność odczuwania emocji i uczuć i samostanowienia. To jawne pogwałcenie Praw Asimova kończy się tragicznie, gdyż robot (o wielce znaczącym imieniu Hector) przejmuje również mroczne elementy osobowości Bensona - łącznie z pożądaniem, które twórca czuje do Alex.

"Saturn 3" oglądałem pierwszy raz w wieku 6 lat - była to moja wejściówka w świat SF, którego nie opuściłem do dzisiaj. Miałem potem kilkakrotnie okazję oglądać ten film i za każdym razem robił na mnie wrażenie - przede wszystkim klimatem. Fantastyka w tym filmie jest tylko tłem dla rozważań na temat natury ludzkiej - a konkretnie zła, które się w niej kryje i tego, co może się zdarzyć, jeśli nasiona zła zostaną rozsiane i zakiełkują w innych. Siłą rzeczy powiązane są z pytaniami na temat rozwoju sztucznej inteligencji. Hector nieprzypadkowo nosi takie imię - robot w intencji twórcy ma być tworem doskonałym, tak jak doskonały był mityczny książę Troi. Robot jest nie dość, że niemalże nieśmiertelny, odporny, nadludzko mądry i silny, to w dodatku czuje, jest zdolny nawet do miłości i nienawiści. Nabycie człowieczeństwa sprawia jednak, iż Hector jest świadomy swojego istnienia, a także potrzeb - oraz tego, że ma rywali.

Film ten moim zdaniem jasno ukazuje, że wielokrotnie krytykowane i ostatnio jakby zapomniane Prawa Robotyki sformułowane przez Isaaca Asimova przeżytkiem jednak nie są. Miały na celu zapewnienie bezpieczeństwa ludziom - oraz samym robotom.  Podyktowane były nie tyle chęcią bezwzględnego podporządkowania robotów ludziom, ale też próbą powstrzymania samych ludzi przed bezsensownym rozlewem krwi i wykorzystania w tym celu tworów od ludzi silniejszych i zapewne inteligentniejszych (co nie znaczy mądrzejszych na szczęście) oraz trudnych do zniszczenia. Prawa Asimova z góry wykluczają wysoki stopień autonomii oraz ograniczają możliwości - więc Benson w ogóle o nich nie myśli. Skutkiem tego robot staje się ludzki pod każdym względem - jest jednak czystym socjopatą, który w najmniejszym stopniu nie przejmuje się potrzebami i uczuciami innych ludzi. Jego doskonałość wyklucza możliwość popełnienia pomyłki - przynajmniej we własnym rozumieniu. Omylni, a więc wadliwi, mogą być tylko inni.

"Saturn 3" nie jest przy tym filmem akcji. Fabuła rozwija się powoli. Widz może dzięki temu dobrze poznać więź łączącą Adama z Alex, a także zrozumieć tragedię, jaką dla nich obojga okazuje się przybycie Bensona. Również rozwój socjopatycznej osobowości Hectora odbywa się powoli - maszyna początkowo jest zwykłym wielofunkcyjnym, niezwykle precyzyjnym urządzeniem, pomaga ludziom, a nawet leczy ich, stopniowo jednak staje się świadoma własnego istnienia, a także swoich potrzeb.

Na koniec zostawiłem sobie stronę techniczną. Film - w przeciwieństwie do wielu innych produkcji tego okresu - zupełnie się nie zestarzał. Wynika to między innymi z faktu, że John Barry - scenarzysta i reżyser w jednej osobie - pracował wielokrotnie ze Stanleyem Kubrickiem i Georgem Lucasem. Miał więc spore pojęcie, jak stworzyć scenerię, która będzie wyglądała jednocześnie realistycznie i futurystycznie. Efekty specjalne są oszczędne, jednak baza na Tytanie sprawia wrażenie supernowoczesnej również dzisiaj. To dobrze biorąc pod uwagę, że film do wysokobudżetowych produkcji nie należał. Szczególnie cudnie wypadł Hector - niesamowita i trochę mrożąca krew w żyłach mieszanka skomplikowanych urządzeń i kabli korpusie będącym parodią ludzkiego ciała. Scena przelotu statku pilotowanego przez Bensona przez pierścienie Saturna też jest niezła.

"Saturn 3" doskonale sprawdza się więc w roli dramatu, ośmieliłbym się napisać nawet, że psychologicznego. Jest wykonany bardzo starannie, gra aktorów jest wyśmienita (chociaż po prawdzie Alex sprawia wrażenie ozdobnika potrzebnego jedynie dla uwypuklenia różnic między Adamem i Bensonem). Szkoda, że film ten popadł niemalże w otchłań zapomnienia. Może to skutek powolnej akcji? Może dzisiejszego widza nużą pozornie tylko zbyt długie dialogi i zbyt mała widowiskowość filmu? Trudno powiedzieć. Ja ze swojej strony mogę uczciwie przyznać mu ocenę 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz